Niezwykła biografia wielkiego malarza
Życiorys
tego artysty ilustratora i rysownika to gotowy scenariusz filmowy. Scenariusz,
który wciąż czeka na ekranizację. A któż to taki? Andriolli. Elwiro Michał Andriolli. Syn Włocha przybyłego na
Litwę wraz z kampanią napoleońską w 1812 roku i polskiej szlachcianki z Wilna
Petroneli Gośniewskiej. Włochem nie był, chociaż temperament niewątpliwie
odziedziczył po ojcu, który „ruszając z ziemi włoskiej do Polski” ani przez
moment nie myślał, że jego nazwisko zapisze się wielkimi literami w naszej
historii oraz w dziejach ziemi mińskiej i otwockiej, czyli południowo-wschodniego
Mazowsza.
Elwiro Michał urodził się 14 listopada 1836 roku w Wilnie. Czwarte i
ostatnie dziecko Franceska i Petroneli Andriollich talent do rysowania
odziedziczyło po ojcu, „artyście wydoskonalonym w snycerstwie tak z drzewa,
jako też i z kamienia”. Dzieciństwo i młodość Elwiro spędził w Wilnie, na
Litwie, często wędrując ze szkicownikiem i utrwalając na kartonach krajobrazy i
dworki szlacheckie.
Wcześnie zauważono talent Andriollego. Ojciec trynitarz z kościoła Pana
Jezusa na Antokolu, widząc malca, który gorliwie rysował kościół, miał
powiedzieć: „będzie z ciebie wielki malarz”. Ojciec zaplanował dla syna inny
zawód. Chciał, żeby Elwiro Michał, tak jak starszy syn Erminio, został
lekarzem. Dobrze wiedział, jak ciężkim kawałkiem chleba jest praca artysty i
ciągłe zabieganie o zamówienia na dzieła czy to w kościołach, czy w domach
prywatnych. Michał Elwiro, za namową ojca, nawet studiował przez jeden semestr
medycynę. Wkrótce jednak zamiast na lekcje anatomii zaczął uczęszczać do
Moskiewskiej Szkoły Malarstwa i Rzeźby. Dusza artysty wzięła górę nad ojcowskim
nakazem.
Z dyplomem artysty młody Andriolli powrócił do Wilna. Był rok 1858.
Pierwsze wystawy prac takich, jak Potyczka Litwinów z Krzyżakami w lesie
(karton), Chłopak uliczny (olej) czy rysunki do poematu Syrokomli Franciszek
z Assisi, według najlepszych wileńskich znawców potwierdzały niezwykły
talent Andriollego i zapowiadały wielkiego artystę. Niespokojna natura i
żywiołowy temperament sprawiły, że już rok później rysownik znalazł się w
Warszawie, w redakcji „Tygodnika Ilustrowanego”, a następnie wyruszył do Włoch
z zamiarem studiowania.
Jednak żmudne studia akademickie zupełnie nie przystawały do człowieka o
bujnym temperamencie. Artysta przyłączył się do obozu Garibaldiego, bojownika o
wyzwolenie i zjednoczenie Włoch. Odbywał piesze wędrówki po ojczyźnie swojego
ojca i... rysował, przede wszystkim rysował. Gdzieś we Włoszech poznał syna
Adama Mickiewicza, Władysława, z którym przyjaźnił się później przez całe
życie.
W drodze powrotnej z Rzymu Andriolli zatrzymał się w Paryżu. Niewątpliwie
miał zamiar podjąć studia malarskie , ale na horyzoncie wyraźnie zarysowywała
się zupełnie nieartystyczna misja. Misja udziału w ruchu zbrojnym, o którym
coraz częściej i coraz odważniej Polacy, zarówno w kraju, jak i za granicą,
rozmawiali.
Andriolli powrócił do Wilna w 1861 roku. Narastał wtedy terror ze strony
zaborcy. Dwa lata później wybuchło powstanie styczniowe. Andriolli walczył w
oddziale Narbutta. Został ranny. Po klęsce powstania ukrywał się. Wydarzenia
potoczyły się jak w filmie akcji: więzienie i ucieczka za granicę, i
aresztowanie w Mołdawii, sąd i zesłanie do Wiatki w Rosji. Tu spędził 7 lat,
odnawiając obrazy w cerkwiach, malując portrety lokalnych notabli, dając lekcje
rysunku. Jego uczennicą była późniejsza znana portrecistka Anna Bilińska. Do
dziś w Muzeum w Wiatce znajdują się bogate zbiory prac Andriollego, żywa jest
pamięć o takim dziwnym artyście, ni to Włochu, ni to Polaku.
Gdy w 1871 roku otrzymał pozwolenie władz carskich na wyjazd, miał 35 lat.
Udał się do Warszawy i zaczął wszystko od nowa. Rozpoczął współpracę z
czasopismami. Dobry rysownik zapewniał poczytność pismom. Tak się stało w
przypadku „Tygodnika Ilustrowanego” i „Kłosów”. I odwrotnie: dzięki gazetom
Andriolli bardzo szybko zdobył rozgłos w Warszawie i pozycję numer jeden w
ilustratorstwie.
W 1874 roku dostał propozycję zilustrowania poematu Maria Antoniego
Malczewskiego. Honorarium autorskie było na tyle pokaźne, że artysta zakupił
majątek ziemski Stasinów, dziś znajdujący się na terenie Mińska Mazowieckiego.
A powód ? No cóż, miłość. Andriolli poznał o 19 lat młodszą pannę z Osin koło
Mińska Mazowieckiego, Natalię Tarnowską. Ojciec panny zachwytu tą znajomością
nie wyrażał, a nawet potraktował konkurenta „czarną polewką”. Ożenek
Andriollego doszedł jednak do skutku już po śmierci ojca Natalii. Ślub odbył
się w kościele w Mińsku Mazowieckim. Do dziś w parafialnych dokumentach
znajduje się akt ich małżeństwa. Andriolli szybko odnowił zakupiony majątek i
sprowadził do Stasinowa matkę .
To był dobry okres w życiu artystycznym i rodzinnym. To wtedy otrzymał
zmówienie życia – propozycję zilustrowania Pana Tadeusza. To tu urodziła
się córka artysty. Jednak szczęście i radość nie trwały długo. Najpierw zmarło
półtoraroczne dziecko, potem matka, a krytyka bardzo źle oceniła ilustracje do
narodowego eposu. Te wydarzenia zachwiały kondycją psychiczną bardzo silnego,
jak do tej pory, człowieka. Pamięć o matce i córce oraz ruchliwość trasy, przy
której stał dwór spowodowały, że Andriolli zakupił ogromne połacie ziemi nad
Świdrem i po siedmiu latach pobytu wyprowadził się ze Stasinowa. Postanowił po
raz kolejny zacząć wszystko od nowa, czyli zbudować dom, budynek
architektonicznie inny od wszystkich.
Dziś są to tereny Otwocka i Józefowa. Domy letniskowe szybko znajdowały
nabywców, a styl architektoniczny, o którym mówiono andriollówka, znajdował
naśladowców i rozpowszechnił się wzdłuż tzw. linii otwockiej i na
południowo-wschodnim Mazowszu.
W 1883 roku artysta opuścił ukochane Brzegi nad Świdrem i wyjechał do
Paryża. Realizował zamówienia dla wydawnictwa Firmin–Didot. Pracy miał bardzo
dużo, a nawet, jak sam twierdził, za dużo.
Powrócił po trzech latach do ukochanych Brzegów, nad Świder. Wtedy jednak
spadło na niego niepowodzenie rodzinne. Po dwunastu latach małżeństwa jego żona
postanowiła się rozwieść. Rozstanie przybiło artystę. Zupełnie nie potrafił
zorganizować sobie życia. Miał 50 lat i... znów zaczynał wszystko od nowa.
Po rozwodzie rzucił się w wir podróży, podczas których dużo rysował,
dokumentując krajobrazy Polski. To dzięki niemu dziś wiemy, jak wyglądały
niektóre nieistniejące zamki, dwory, pałace. Realizował także zamówienia do
kościołów w Karczewie i Kałuszynie.
Wkrótce dała o sobie znać nieuleczalna choroba – rak żołądka. Artysta,
otoczony troskliwą opieką lekarzy, zmarł 23 sierpnia 1893 roku w Nałęczowie i
tam został pochowany. Miał 57 lat.
Dzieła Andriollego przeszły próbę czasu. Są najwybitniejszym polskim
dorobkiem ilustratorskim XIX stulecia, który przypominamy w 175. rocznicę
urodzin artysty w ramach Roku Andriollego na Mazowszu. Andriolli stworzył
niezapomniane ilustracje do Starej baśni Józefa Kraszewskiego, Meira
Ezofowicza Elizy Orzeszkowej, Romea i Julii Szekspira. Przez kolejne
pokolenia Polaków został zapamiętany przede wszystkim jako autor ilustracji do Pana
Tadeusza Adama Mickiewicza.